Debiut reżyserski Kitano to w zasadzie standardowy sensacyjniak, choć z lepszym zakończeniem. Mamy głównego bohatera, który jest typowym twardzielem (wręcz socjopatą), postępuje według własnych zasad (przeważnie ponad prawem) i nie jest wolny od problemów rodzinnych (chora siostra). Oczywiście już w pierwszych scenach zostaje przydzielony mu żółtodziób, choć jego rola nie jest specjalnie rozbudowana. Narkotykowej intrydze brakuje polotu, Kitano przez pół filmu chodzi, a w międzyczasie przytrafia mu się niezbyt emocjonujący pościg i oklepywanie kogo popadnie.
Niby nic, ale ogląda się całkiem przyjemnie. "Brutalnemu glinie" nie brakuje czarnego humoru i wpadającej w ucho muzyki. Do tego scena z plaskaczem w toalecie, przypadkowy headshot, dawka nihilizmu w końcówce i ogólnie pesymistyczna wymowa filmu. Również leniwe tempo może się spodobać. Historia opowiedziana z charakterem.
Jednak trzeba przyznać, że Takeshi Kitano jako ostatni sprawiedliwy miejscami balansuje na granicy autoparodii, a całość sprawia wrażenie przerysowania, schematyczności. Może i da się jakoś przełknąć scenariuszowe głupoty, ale koniec końców trochę to rozlazłe.